niedziela, 28 kwietnia 2013

Wstyd na szlaku cysterskim

Przed majówką zadzwoniła jedna pani i spytała jak daleko od naszego pensjonatu do Szlaku Cysterskiego.
- Praktycznie leżymy na tym szlaku - odpowiedziałem. A potem przypomniałem sobie, że najcenniejsza na tym szlaku jest niedaleka grangia w Winnicy. Przypomniałem sobie z bólem, bo mimo, że gmina nawet jakieś tam prace porządkowe z rok czy dwa lata temu poczyniła, to budowla chyli się ku upadkowi.
Nie dość, że zabytek w ruinie, to okolica zaśmiecona a wiata niby turystyczna nie turystom służy i raczej nie do jedzenia podróżnych kanapek.

Teraz do środka zajrzeć trudno, bo wejścia zamurowane, nasze fotki z czasów, kiedy grangia "stała otworem".










piątek, 19 kwietnia 2013

Skarby panie, skarby!

Z wiosną zaczął się u nas w wiosce sezon na skarby. Oznaką tego nie są oczywiście bociany czy jaskółki ino wzmożony ruch pojazdów na niemieckich numerach. Z tych pojazdów wychodzą ludzie i kręcą się pozornie w miejscach gdzie albo stoją ruiny gospodarstw albo już i ruin nie ma. Tak mówią u nas pod sklepem.
No i właśnie tam się dowiedziałem o ostatniej takiej eksploracji. Za opuszczonym domostwem, tam gdzie kończył się kiedyś sad a zaczynało pole, znaleziono wielką dziurę w ziemi i pustą kankę na mleko. I porozrzucane szmaty. Zapanowało - jak to zwykle - wielkie oburzenie, bo wszystko co w ziemi i nad ziemią jest traktowane jako własność wioski, zwłaszcza, że pusta kanka rozpaliła wyobraźnię.
"Kradzież" zawartości mitycznej już pomału kanki jest powodem do wspomnień i opowieści o co bardziej spektakularnych okolicznych wydobyciach. Nam najbardziej podoba historia z lat 80. chyba (bo opowiadający mylą się trochę w zeznaniach), kiedy to poniemiecki schowek został rzekomo wysadzony jakimiś materiałami wybuchowymi! Byli niemieccy mieszkańcy zaprzyjaźnić się mieli z przybyszami zza Buga i kilkakrotnie ich odwiedzali towarzysko. Pewnej nocy, w trakcie kolacji, mieli wyjść na chwilę z domu odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy wrócili jakoś szybko coś im wypadło, wsiedli w samochód i odjechali. Na zawsze, jak się okazało. A rano gospodarz znalazł w stodole dziurę w betonowej wylewce a wokół, a jakże, porozrzucane szmaty. - Jak to możliwe, że nikt nie słyszał wybuchu - zapytałem, jak pierwszy raz kilka lat już temu słyszałem tę opowieść. - Panie, wybrali noc kiedy była potworna burza i pioruny zagłuszyły - usłyszałem oczywistą odpowiedź.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Szachulec, czyli płyta OSB

Przyszedł do nas pan Zdzisław, znajomy budowlaniec. Po poradę. - Mam zlecenie na remont takiej ściany - powiedział pokazując na szachulcowy front Rupaków.  - Znaczy mur pruski - uściślił. - Szachulec - poprawiłem machinalnie. - Wszystko jedno - zakończył kwestie terminologii pan Zdzisław. I wyjaśnił, że chce wiedzieć ile kosztuje remont takiego muru, bo on to wie ile wziąć za płytki w łazience czy ściankę z suporeksu ale "takie wydziwianie" to robi pierwszy raz w życiu. Zaczynam więc tłumaczyć, że my najpierw usunęliśmy stara glinę, potem wypełniliśmy "kwadraty" nową, wymieszaną z sieczką, potem poszła druga warstwa gliny i na koniec jeszcze tynk. Jak zacząłem wymieniać skład tego tynku, to pan Zdzisław zaczął ze zniecierpliwieniem machać ręką. - My się nie będziemy bawić w takie rzeczy. Inwestor chce wyrzucić glinę, miedzy belki włożyć grubą wełnę mineralną, potem od zewnątrz i od środka obić to płytą osb, na to rapica. Od podwórka tynk a w środku regips - przedstawił technologię remontu pan Zdzisław.
Cóż, na początku jego wizyty to się ucieszyłem, że ktoś w okolicy będzie remontował szachulec, no, ale im więcej budowlaniec mówił, tym bardziej ręce mi opadały. - Przecież to wszystko zgnije zaraz już nie mówiąc o hm... skuteczności cieplnej - powiedziałem jedynie. Na to pan Zdzisław spokojnie odparł, że wie to wszystko, ale to nie jego sprawa bo inwestor tak właśnie chce.
Jeszcze z rok temu to bym się nie przejmował zniecierpliwieniem budowlańca i rąbnął wykład na temat "Jak to się robi z szachulcem", ewentualnie, jeśli nie byłoby efektu, zaproponował żeby zastąpić glinę cegłą. Dziś jednak wiem, że w takich wypadkach to nie ma sensu. Dziesiątki razy dzieliliśmy się swoim, okupionym błędami licznymi, doświadczeniem a i tak potem wygrywał przysłowiowy styropian. Szkoda tylko, że te pieniądze, które pewnie inwestor z trudem na ten remont uciułał, po pierwszej zimie pójdą w błoto (pośniegowe)

sobota, 13 kwietnia 2013

Po takim poranku jak dziś łatwo zapomnieć o półrocznej zimie. W Kondratowie ciepło i słonecznie z lekkim wiaterkiem co suszy i pozwala zaraz wyjść do robót ogrodowych. A na miły początek dnia prosto z rupakowego podwórka.






środa, 10 kwietnia 2013

Dziurawa Ostrzyca

Szwendaliśmy się kilka dni temu po okolicach Ostrzycy. Śnieg topniał już porządnie. Przed Ostrzycą od strony Proboszczowa jest parking a nawet dwa. Nowa wiata, grill, i kilka tablic hm... edukacyjnych.
Piszę o tym bo jasny szlag mnie trafia jak widzę pieniądze na turystykę wyrzucone w błoto.
Trzy czy cztery tablice postawione przez nadleśnictwo to krajowy standard - życiodajny proces fotosyntezy itd. Nie mam o to specjalnie pretensji - muszą to stawiają. Choć mogliby się leśnicy trochę wysilić i dodać interesujące elementy historyczne dotyczące okolicy. A że można, pokazuje np. ścieżka edukacyjna leśników wokół Wilkowa.
Najbardziej jednak boli bezmyślność budowniczych nowej wiaty, która ma z założenia chronić przez deszczem a cieknie w każdym miejscu dachu. Tak cieknie perfidnie, że nie można ani usiąść, ani niczego położyć na stołach. Cieknie teraz gdy topnieje śnieg, ciekła jesienią w czasie deszczów (co zeznał znajomy).
No i jeszcze jest tablica informująca o miejscowych atrakcjach, w części kompletnie nieaktualna, ale to juz nie leśników sprawa akurat.







piątek, 5 kwietnia 2013

Nie warto nawet pisać co nie chce topnieć za oknem. Skoro więc nie możemy przegonić zimy, będziemy ją ignorować. Dlatego kilka wspomnień z zeszłorocznego lata. Rupakowe podwórko, ogródek i inne takie :) Bez zbędnego komentarza trochę słońca.